31.08.2012

Wpis ósmy


„OD NOWA”

***


Wciąż nie mogę uwierzyć, że ktoś, kto był tak bliski

Jest mi dziś tak bardzo obcy.

Aby zacząć od nowa, muszę wszystkie chwile złe zapomnieć. 

[Delight]


*

Dlaczego ludzie nie pozwalają nam być sobą? Czuję się, jakbym nosiła maskę. Dwie osobowości są bardzo wygodne. Mogę być jedną i drugą. Każda po swojemu znosi krytykę własnej osobowości. A właściwie, dlaczego tak musi być? Dlaczego nie możemy być sobą? Czasem marzę o tym, żeby wyjść na ulicę i krzyknąć „To ja!”. To mnie szukasz. To mnie się boisz. To mnie nienawidzisz. To mnie podziwiasz. To mnie pożądasz. Zamiast tego jednak siedzę w cieniu i wychodzę tylko wtedy, kiedy mój Mistrz tego zapragnie. Odebrano mi wolę. Właściwie to pozwoliłam sobie ja odebrać. Wiem, że nie jest łatwo być sobą. Ja na przykład nie potrafię funkcjonować w normalnym świecie. Staram się zacząć wszystko od początku. Od nowa.  
Myślę, że większość z was miał kiedyś taki okres w swoim życiu, w którym zaczynały się zmiany. Poważne i nieodwracalne. Owy okres nadszedł w moim życiu zupełnie niespodziewanie. Nie był zaplanowany, chociaż czułam, że to kiedyś musiało nadejść. Obecnie jednak był to stos pogmatwanych myśli. Całkowity chaos. Nie miałam siły nad tym myśleć. Nie wiedziałam, co właściwie mną kierowało. Opuściła mnie złość. W jej miejsce pojawiła się rezygnacja. Pewien rodzaj otępienia. Wpadłam w jakiś trans, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to jest mój koniec. Lord Voldemort nie będzie zachwycony z tego, co odkryłam. Z tego, że jego Wyrocznia zawiodła. Kolejny sposób na znalezienie nieśmiertelności zawiódł. Ja także zawiodłam. Wiedziałam, że to wszystko odegra się na mnie.
Odpowiedzialność za własnego grzechy to cecha godna podziwu. Wtedy chyba po raz pierwszy miałam przekonać się jak to smakuje. Nie sądzę jednak, że to coś pomoże. To dla mnie żadne zwycięstwo. Dawno już zwątpiłam w to, że nie zostanę potępiona.

N i e   j e s t e m   d o b r a.

Dlaczego jednak nikt nigdy nie chciał mnie zrozumieć? Nie starał się mnie poznać? Czy mój jeden ostry komentarz tak was zniechęcał? Więc stwierdziłam, że nie jestem wartościowa. Nie było we mnie nic, co pomogłoby mi zrozumieć siebie samą. To, kim jestem i kim powinnam być. A powinnam być młodą kobietą, która właśnie zakłada rodzinę.  Zamiast tego zostałam mordercą, który katuje swoje ofiary. Czy i Tomowi brakowało zrozumienia? Może tu nie chodziło o miłość. On nie jest do tego zdolny, chociaż były chwile, kiedy łudziłam się, że może mnie pokochać. Nie. On nie przyjmował miłości, więc nikt mu jej nie ofiarował. Ale zrozumienie? Czy ktoś kiedykolwiek chciał go poznać? Zostaliśmy wyeliminowani tylko, dlatego, że byliśmy inni. Teraz się mścimy. To pomaga wylądować złość, która kumulowała się w nas przez tyle czasu.
Nie chcę być inna. Chcę być sobą. Ale wy nie pozwalacie mi na to. Przykleiliście mi etykietkę. Broniłam się, ale tylko przez chwilę. Jak sens ma udowadnianie wszystkim jaka jestem naprawdę? Miałam co do przekazania światu. Miałam plany i jakieś nierealne cele. A potem to się skończyło. Stałam się cholernym manekinem, który jest sterowany przez społeczeństwo. Już nawet nie przez samego Lorda Voldemorta. Zachowuję się tak, jak oczekują tego ode mnie ludzie. Staram się przezwyciężyć wszelkie niepokoje, ale granica między dwoma światami jest zbyt cienka. Lepiej usiąść w komnacie i udawać, że świat na zewnątrz nie istnieje. Strać się mierzyć  z nim na równi, jednocześnie pozostając w tyle. Nie chcę, żeby ten świat mnie zmieniał. Boli mnie świadomość, że oni mają na mnie taki wpływ. Jednak sama nie dam rady go pokonać. A nie potrafię zaufać komuś dostatecznie mocno, żeby wyjawić mu prawdę. I tak tkwię w tym szaleńczym stanie odrętwienia.  W swojej skórze, w której czuję są obca. Jakbym była zupełnie kimś innym a potem zdaję sobie sprawę, że jestem zupełnie kimś innym. Przecież owa zdziwaczała dziewczyna z nierealnymi planami to Izabelle Rosalie Diana Sekker. Czy ktoś jeszcze ją pamięta? Jej niemy krzyk. Cichą prośbę o chwilę milczenia. Nie chciała mówić. Potrzebowała kogoś z kimś mogłaby pobyć. Chociażby przez chwilę. Przez tą jedną sekundę. Potrzebowała tej nutki zrozumienia. Mogę jedynie zdradzić, że naprawdę dało ją się lubić. Wiadomo, nie była idealna. Jednak gdyby ktokolwiek wyciągnął do niej pomocną dłoń… Co by się stało? Nie dowiemy się tego, ale może jej życie potoczyłoby się zupełnie inaczej? A w konsekwencji życie tysięcy istnień było zupełnie inne. Tak, Izabelle ma swój udział w tworzeniu tego świata. Zapisała się na kartach historii jako Zwiastun Śmierci.

B y ł a m    I z a b e l l e.

Byłam dziewczyną, która izolowała się od rzeczywistości. Byłam dziewczyną, która nie potrafiła w pełni pojąć magii. Która uczyła się samotnie, bo nikt nie powiedział jej, jak przejść przez życie. Nikt nie ofiarował jej odrobiny ciepła. Byłam samotną dziewczyną, która nie potrafiła poradzić sobie z otaczającą ją przestrzenią. Która dusiła się w swoim ciele, wiedząc, że jest coś jeszcze.
Było.
Był Tom. Człowiek, który pokazał mi inne życie. Który dał nadzieję na zemstę. Przede wszystkim jednak ofiarował mi swoją dłoń.  Pokazał, że nie muszę już być samotna. Bo przecież razem możemy podbijać świat. Czy morderstwo  którym wiedziałam swoją zemstę było aż tak wysoką karą za to, że wreszcie miałam kogoś? Przecież nie liczyło się, że skrycie wzdychałam do niego przez ostanie kilka lat. Nie liczyło się też to, że odkrywał we mnie wszystko to, co najgorsze. Nie liczyło się, że czasem był wobec mnie brutalny. Ze stałam się marionetką w jego dłoniach. Dla mnie liczyło się tylko to, że był. To Tom Riddle jako pierwszy wyciągnąć do mnie pomocną dłoń. Wiem, że to dziwnie brzmi. Wiem, że to jak bełkot szaleńca. Ale prawda jest taka nie inna.
To Lord Voldemort jakoś pierwszy ofiarował mi swoją pomoc.
On. Nie żadni ludzie, którzy szczycą się swoją dobrocią. To niespodziewane.
A jednak prawdziwe.  Mam kolejną dziwaczną myśl. Tom był niczym Miłosierny Samarytanin. Kto by się spodziewał, że to akurat on pomoże? Przygarnął mnie do siebie i zaopiekował się mną. Sprawił, że przy mnie był ktoś. Nie do końca rozumiem, dlaczego to zrobił. Powiedzmy sobie szczerze – nie byłam mu potrzebna. Sam mógł panować światem. Myślę jednak, ze czasem i on czuł się samotny. Potrzebował towarzystwa. A kto mógłby być lepszy niż Dziedzic? Oczywiście nie byłam nim w linii prostej, jednak widocznie to mu wystarczało. Miał kogoś na tę swoją wieczność. I nie ważne co było potem. Nie ważne były dla mnie wszelkie konsekwencje. W tamtym czasie oboje potrzebowaliśmy towarzystwa. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Izabelle odeszła w niepamięć. Tamtej dziewczyny już nie ma. Umarła. Czy jednak wierzę w zmartwychwstanie?

J e s t e m   k a t e m.

Mordercą w skórze Lady Siellum. Bezwstydnicą. Nie ma dla mnie ukojenia. Nawet piekło nie jest w stanie mi dorównać. Zabijam z pasją. Szczupłe ręce gładzą ciało ofiary z czcią, wiedząc, że zaraz przyjdzie ukojenie. Tak, to właśnie w śmierci znalazłam siłę. Nauczyłam się dążyć do celu, jakim była moja ofiara. Wdychałam zapach krwi, odurzona zwycięstwem.  Byłam jak malarz, który na bladym płótnie krwią maluje swoje życie. Lub jak muzyk, który krzykiem i ostatnim oddechem tworzy symfonię. Poetą, który składa wszelki ból w poemat tak straszy, że ciała tysięcy osób drżą z nerwów.
Jestem grabarzem, który grzebie w ziemi marzenia milionów. Którzy niszczy istnienia, aby samemu poczuć się lepiej. Tak… Znalazłam ukojenie. Zamaczałam dłonie w ciepłej jeszcze krwi i rozsmarowywałam sobie ją na twarzy, by złączyć się z ofiarą. By poczuć jak mój ból przeradza się w jej krzyk. Ta cudowna gra dodawała mi siły.  Dzięki niej odnajdywałam w sobie te cechy, które normalni ludzi chowali na samym dnie.
Nie. Nie jesteśmy inni. Po prostu uruchamiamy w sobie inne cechy.

*

Kiedy wyszłam z Symetrycznego Lasu– nikt na mnie nie czekał. Ogarnęłam mnie złość. Gniew pulsował w żyłach. Jak śmiał mnie zostawić? Jak śmiał opuścić mnie w tej puszczy? Ruszyłam przed siebie szukając wyjścia. Torowałam sobie drogę rękoma. Wstąpiła we mnie energia, o którą siebie bym nie podejrzewała. Dłońmi odgarniałam gałązki, które z kolei chlastały mnie po twarzy. Czułam krew, która spływała mi po twarzy niczym czerwone łzy. Dłonie przypominały siateczkę czerwonych szram. Bolało. Jednak ten ból dodawał mi sił. Sprawiał, że czułam się silniejsza. Pewniejsza siebie. Pogodziłam się już z porażką. Jednak nie dawałam sobie rady z samotnością. Zawsze się jej bałam. Nie chciałam do tego wrócić. Po prostu nie mogłam.  Dżungla już nie wiła się w nieskończoność. Czułam się tam panią. Wiedziałam, jak wrócić, więc pchałam na przód.
Trzeciego dnia wreszcie udało mi się przekroczyć granicę lasu deszczowego. Odetchnęłam powietrzem, które go otaczało. Było takie inne. Chyba nie tak wilgotne. Pachniało pięknie i nagle przypomniał mi się pogrzeb rodziców. Właściwie nie wiem, dlaczego zaczęłam to wspominać. Chyba to było najżywsze wspomnienie dzieciństwa. Zamknęłam oczy i zobaczyłam sine usta Irene.
Irene.
Właściwie już jej nie pamiętam. Zbyt wiele czasu minęło. A jednak wciąż czuję lekkie uczucie żalu. Kochała mnie. To cudownie koiło moje nerwy. Myśl, że był ktoś kiedyś, kto potrafił mnie pokochać. W takich chwilach potrafiłam wierzyć w szczęście. Zaraz jednak przypominałam sobie, co stało się z moją nianią. Właściwie to nie wiem. Nie mam bladego pojęcia, gdzie została pochowana. Podejrzewam jednak, że jej ciało spoczęło w jakimś wspólnym grobowcu. Albo w pustym grobie. Nie sądzę, by ktoś podpisał miejsce jej spoczynku. Była zbyt biedna. Zbyt nieważna dla ludzi. Dla mnie.
Otworzyłam oczy i z cichym westchnieniem teleportowałam się do Anglii. Powitał mnie deszcz. Kałuża złagodziła mój upadek. Dystans był zbyt duży. A mnie brakowało sił. Znów się przeceniłam. Zimna, brudna woda zalała moje rany. Cholernie bolało, jednak ja poczułam szczęście. Byłam na miejscu. Zaraz wszystko miało się skończyć. Właściwie nie byłam pewna, czy on chce mnie zabić. Wiedziałam jednak, że bez kary się nie obędzie. Pomimo braku sił,teleportowałam się pod naszą siedzibę.

D o m.

Czy mogłam tak ją nazwać? Cóż… To chyba najlepsze określenie. Było to jedyne miejsce, z którym wiązałam jakiekolwiek uczucia. A to powinno starczyć. Jakby sięgnąć pamięcią głęboko – do samych początków – znalazłby się i szczęśliwe wspomnienia. W każdym bądź razie imitujące szczęście. Weszłam do holu. Moje zniecierpliwienie dało o sobie znać.
- Gdzie jesteś, Lordzie Voldemorcie?! – Krzyknęłam, choć ból rozdzierał mi płuca. Jednak odpowiedziała mi cisza. Niczym opętana zaczęłam przeszukiwać pokoje. Wchodziłam i wychodziłam, trzaskając drzwiami. Nagle ktoś złapał mnie od tyłu. Zaczęłam się szamotać. Wyraźnie czułam kobiece ciało, jednak nie potrafiłam jej pokonać. Byłam zbyt osłabiona. Przeklęłam w duchu, że schowałam różdżkę. Wyczerpana z sił, bezwiednie opadłam w ramiona napastnika.
- Dobrze, głupia… - ktoś wysyczał mi do ucha, jednak nie rozpoznałam głosu. Został brutalnie wepchnięta do jakiegoś pokoju. Nigdy jeszcze w nim nie byłam. Nie zdążyłam się mu przyjżeć, gdyż zostałam brutalnie popchnięta. Upadłam na szorstki, szary dywan. Szybko się odwróciłam, jednak pierwszym, co ujrzałam, była różdżka w kobiecej dłoni wymierzona prosto w moją twarz – Nie krzycz, dobrze ci radzę.
- Czego ode mnie chcesz? – wyszeptałam i spojrzałam w górę. Spod ciemnego kaptura wystawał jedynie szczupły podbródek i pełne, czerwone usta.  Blond włosy okrywały piersi kobiety, wijąc się nieznacznie.
- Ty jesteś Zwiastunem Śmierci? – Zadrwiła nieznajoma – Ty? Wyglądasz jak poranione pisklę… No! – Krzyknęła, kiedy zerwałam się z impetem. Nie dam się poniżać! Na pewno nie jej! – Spokojnie! Charlie nie wybaczyłby mi, gdybym zrobiła ci krzywdę.
- Charlie? Znasz go? – Zapytałam, gdyż ciekawość zwyciężyła.
- Jak nikt inny – odpowiedziała już łagodniej.
- A więc jesteś Florence.
- Nie inaczej – westchnęła smutno i ściągnęła kaptur. Wciąż wyglądała młodo, choć zmartwienia i ból wyraźnie odrysowały się na jej dziecięcej twarzy. – Wybacz, że ci się nie kłaniam – uśmiechnęła się ponuro.
- Nie oczekiwałam tego. Teraz jestem Izabelle. – Dodałam, choć nie wiedziałam czy mnie zrozumie.
- Wiec bądź nią jak najdłużej – Zrozumiała. Zapatrzona w dal uśmiechała się tęsknie. Jednak ten uśmiech obejmował jedynie usta. Oczy wciąż pełne były bólu.  Dopiero po chwili zrozumiałam, że ona na coś patrzy. Owym czymś był portret dziewczyny. Miała duże, ciemne oczy i pełne usta. Biło od niej niewinnością i dziecięcą zuchwałością. Włosy związane miała w warkocz oplatający jej głowę. A w nim polny kwiat. Był piękna. I taka znajoma.
- To Twoja siostra, prawda? – Florence spojrzała na mnie zdziwiona.
- Rozmawiałaś z Charliem?
- Nie. I nie pytaj skąd wiem. To dłuższa historia. – Spojrzała na mnie dziwnie. Niepewnie.
- Tak, to Eve. Charlie namalował ten obraz, kiedy jeszcze żyła. Bardzo cieszyła się z tego, że będzie mu pozować. – Powiedziała to dość sztywno, po czym wyszła. Wcześniej jednak zamknęła różdżką drzwi. Wiedziałam, że nie uda mi się wyjść. Zwinęłam się więc w kłębek i zasnęłam.

- Wstawaj! – Szept drażnił moje uszy. Delikatnie odchyliłam powieki, jednak blade światło wciąż mnie raziło. Po chwili dojrzałam parę ciemnych oczu wpatrzonych we mnie. – Czarny Pan cię szuka.
Po raz pierwszy Charlie odezwał się do mnie. Serce lekko mi przyspieszyło. Spojrzałam na jego bladą, zmęczoną twarz. Coś w niej było… Coś, co sprawiało, że czułam się bezpieczna. Nie był przystojny. Nie był także szkaradny. Był po prostu zwykłym mężczyzną, którego twarz została napiętnowana wieloma niepowodzeniami i wielkim bólem.
- Wie, że tu jestem? – Wyszeptałam. Przerażenie ścisnęło mi gardło. Wiedziałam, że oto nastąpi mój koniec.
- Wie, że jesteś w Twierdzy. Ktoś cię słyszał, bo krzyczałaś na całego gardło. Co ci odbiło? – Warknął poirytowany i mocno złapał mnie za ramię. Wciąż krwawiłam. – Florence nie mogła cię opatrzyć, bo inaczej On dowiedziałby się o tym, że ktoś ci pomagał. Nie jesteśmy takimi głupcami, żeby otwarcie mu się narażać. Jeszcze nie…
- Co wy chcecie zrobić?
- Zemścić się – powiedział to spokojnie, jednak nie potrafił ukryć gniewu, który czaił się w jego ciemnych oczach.
- Za Eve?
- Florence mówiła, że skądś znasz naszą historię. Tak, za Eve. Ale i za Mathieu. I za Michelle.
- Myślisz, że dasz mu radę? – Zapytałam z powątpieniem. Lord Voldemort był niezwyciężony. I do pełnej władzy pozostało mu już tylko zdobyć nieśmiertelność.
- Ile właściwie o mnie wiesz? – Spojrzała na mnie spod przymkniętych powiek.
- Całkiem sporo. Jestem malarzem. Musisz być kimś ważnym dla Czarnego Pana, bo jesteś z nim blisko, że się tak wyrażę. Ale nie jesteś Śmierciożercą. Wiem też, że przyjaźnisz się z Florence i z nią chcesz się zemścić za morderstwa, jakich dokonał Voldemort. A także, że ona i Eve są przyrodnimi siostrami Czarnego Pana. Wiem też, że w jakiś dziwny sposób jesteś zafascynowany Lady… - urwałam speszona.
- Faktycznie to całkiem sporo – uśmiechnął się delikatnie, ale miałam wrażenie, że jednak jest coś, czego nie wiem. Coś kluczowego dla tej sprawy. – Gardzę tobą, Lady. Niezależnie jak bardzo będziesz mnie fascynować… Moje obrzydzenie nie zniknie.
Z każdym słowem czułam, jak moje serce ściska jakaś niewidzialna dłoń. W mojej głowie pojawiła się irracjonalna myśl. Jestem głodna. Jednak nie śmiałam odezwać się po takim wyznaniu. Wiele razy już to słyszałam. Dlaczego miałabym spodziewać się, że Russel będzie miał o mnie inne zdanie?
- Dlaczego więc tu jestem? – Twardo spojrzałam mu w oczy.
- Bo możemy sobie nawzajem pomóc.
- Co to znaczy? – nie spuszczałam wzroku z jego twarzy.
- Czy wiedz jaka będzie reakcja Czarnego Pana na to, co mu powiesz.
- Skąd wiesz, co… Steve – dodałam domyślnie, a ten skinął głową – Tom będzie zły. Wręcz wściekły. Zastanawiam się czy w ataku furii mnie zabije. – Powiedziałam to lekkim tonem, jednak mężczyzna szybko domyślił się, że potwornie się boję.
- On będzie chciał cię zabić – to pewne. Jednak nie zrobi tego dzisiaj. Będzie chciał się trochę nad tobą poznęcać.
- Czy Steve…?
- Steve miał więcej szczęścia. Zginął od razu. – Dodał bezbarwnym tonem.
 - Zabił go? – Zapytałam wstrząśnięta.
- A cos ty myślała? – Spojrzał na mnie z obrzydzeniem. – Przybył z wieścią, że Lady Siellum nie wykonała zadania! Że nie wróci! Wielka nałożnica Czarnego Pana poległa. Zawiodła! Myślałaś, że on go awansuje?
- Oddał życie za mnie… Dlaczego? – Wciąż byłam w szoku.
- Bo Steve był inny. Potrafił się poświecić dla wyższych celów. – Nie zapytał o nic więcej. Czułam, że i tak by mi nie odpowiedział. Odwróciłam się więc napięcie i podeszłam do drzwi. Otworzył je jednym machnięciem różdżki. Zanim jednak wyszłam, usłyszałam jak mówi:
- Nie daj się zabić. Jeśli Ci się to uda, wyjdź jutro z samego świtu przed Twierdzę. To jedyny sposób, żebyś przeżyła.
Wyszłam i głośno trzasnęłam drzwiami. Nie interesowała mnie ich oferta. Miałbym odejść od Toma? Toż to niedorzeczne! To on mnie stworzył. Był mi potrzebny. Przecież to niemożliwe, żeby mnie zabił. Byłam mu potrzebna. Gdy jednak weszłam do sali, gdzie powinnam go zastać, ogarnęły mnie wątpliwości. Nie zachowywałam się jak Izabelle. To były słowa Lady. Cholera! – Warknęłam do siebie. Moje alter ego zawsze musiało się wtrącać. Zawsze musiało przeciągnąć wygraną na swoją stronę. Nie tym razem – pomyślałam.
- To była czysta przyjemność, panie – usłyszałam gardłowy głos i spostrzegłam ciemnowłosą kobietę nisko skłoniona przed Tomem – Pan mój wie przecież, że jestem mu wierna do końca…
- Twoja żądza krwi mnie cieszy, Bello – Czarny Pan spojrzał na nią przelotnie, po czym obrócił głowę w moją stronę. Jego ciemne oczy patrzyły na mnie przenikliwie. – Jak ty wyglądasz, Lady Siellum? – Zamlaskał z niezadowoleniem.
- Nie miałam czasu się przebrać, Lordzie – o dziwo mój głos mi nie zadrżał – Chciałam od razu porozmawiać z tobą.
- Odejdź, Black – zimnym tonem rozkazującym wskazał jej drzwi. Nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem. Zrobiło mi się dziwnie przyjemnie na myśl, że jednak coś dla niego znaczę. Nawet w potarganych włosach i brudnej szacie byłam więcej warta od niej. Tom tymczasem podszedł do mnie i różdżką oczyścił moje ciało. Poczułam, że wielki kołtun na głowie się rozplątała a brudna szata zmieniła się w czarną suknię. – Teraz lepiej – mruknął usatysfakcjonowany. Jego zimne, wąskie usta dotknęły mojego czoła. Nie było w tym geście nic czułego. Poczułam się jak mała dziewczynka kajana przez ojca. Jednak hardo uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie śmiałabym nie wykonać zadania, Lordzie – przełknęłam ślinę i kontynuowałam.  – Nie przynoszę dobrych wieści.
- Twój towarzysz już nico mi powiedział. Ten stary dziad okazał się kłamcą nie Wyrocznią.
- W pewnym sensie masz rację, Lordzie – spuściłam wzrok i podeszłam do okna.
- Na czym polegały twoje próby? – zapytał, choć miałam wrażanie, że mało go to obchodzi. Pokornie odwróciłam się do niego przodem i odpowiedziałam.
- Etap Pierwszy to Śmierć. Musiałam zabić niemowlę. Etap Drugi to Życie. Musiałam poznać prawdę.
- O co chodziło?
- Życie mówiło, że jestem w kręgi zbrodni. A potem wyjawiło mi tajemnicę. – Zamilkłam.
- Jaką? – Zniecierpliwił się.
- O tobie, Panie – spojrzałam mu w oczy – Przypomniałam sobie również gdzie po raz pierwszy widziałam Biancę. A raczej jej ciało.
Czarne oczy Voldemorta zapłonęły czerwienią. Zobaczyłam w nich furię. Naraz poczułam jak kolana się pode mną uginają. Osunęłam się na ziemię, a tysiące igieł raniły moje ciało. Pokaleczone ręce piekły niemiłosiernie. Spuściłam głowę, próbując złapać oddech. Przełykałam krew, bojąc się, że jeśli zacznę ja wypluwać, będzie jeszcze bardziej wściekły. Bladymi dłońmi opierałam się o kamienną posadzkę. Przyłożyłam do niej czoło, starając się załagodzić ból.
Nagle wszystko ustało. Igły odeszły tak szybko jak się pojawiły. Zobaczyłam, że Voldemort zbliża się do mnie. Przymknęłam oczy i czekałam na ciąg dalszy. On jednak uklęknął koło mnie i palcem uniósł mój podbródek go góry.
- Czego się jeszcze dowiedziałaś, Izabelle?
- Że to jest sposób na nieśmiertelność.
- Bycie duchem? – Szepnął. Przeszedł mnie dreszcz.
- Bianca… to znaczy Eve… Tak bardzo kochała Charliego i Alice, że udało jej się zostać na ziemi, jako duch.
- A więc miłość – prawie wypluł to słowo. – Czy to jest ten sławny sposób na nieśmiertelność? – Zadrwił.
- Tylko tyle udało mi się dowiedzieć – Jednak Tom już mnie nie słuchał. Wstał i zaczął przechadzać się po komnacie. Wiedziałam, że w jego wspaniałym mózgu toczy się teraz wojna. Jego nadzieja zawiodła. Nie mógł zrozumieć pokrętnej logiki tego wszystkiego. Ja ledwie to rozumiałam, a byłam bardziej ludzka. Jeśli chciało się zyskać nieśmiertelność, trzeba było umrzeć i kochać. Pokrętne rozumowanie, nie powiem. Wiedziałam jednak, że kara mnie nie ominie.
Nie myliłam się.
Po kilku chwilach, które dla mnie były wiecznością, Czarny Pan przystanął. Zlustrował mnie swoim zimnym spojrzeniem i wycelował różdżkę prosto we mnie. Wiedział, że nie będę się bronić.

Crucio.

Nie usłyszałam tego słowa. Może dlatego, że go nie wypowiedział. Jednak potęga jego umysłu była tak wielka, że nie musiał tego robić. Wszystko to dochodziło do mnie z opóźnieniem. Upadłam na podłogę, przygnieciona ciężarem zaklęcia. Z mojego gardła wyrwał się krótki krzyk. Kurcz złapał moje palce, które ściskałam w pięści. Knykcie mi pobielały. Paznokcie rozdzierały skórę na kawałki. Poranione ciało było już zbyt obolałe.

Płakałam, a moje łzy mieszały się z krwią.

W mojej głowie pojawiła się irracjonalna myśl. Byłam podlejsza od niego. Ja nie zadowoliłabym się jedynie Cruciatusem. Drążyłabym dalej. Lubiłam krew. Jej bezzapachowa woń, jej metaliczny smak, jej gorącą, gęstą postać. Voldemort nie lubił brudzić sobie rąk. Ja czerpałam radość z morderstwa, on jedynie dodawał kolejną cyferkę na liczniku ofiar. Moja własna krew była dla mnie czymś nowym. Jednak była piękna. Było coś magicznego w tej chwili.

C z e k a ł a m  na tę karę.

Byłam gotowa ponieść konsekwencje. Ból sprawiał mi przyjemność. Czułam, że zawiodłam Czarnego Pana. A to była moja kara. Zasłużona. Wtedy pogłębił zaklęcie. Nowa fala mocy rozsadzała moje ciało. Czułam, że przez moje żyły przepływa krew zmieszana z ogniem. Chciałam znosić to godnie. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze więcej. Że to dopiero początek. Ale moje ciało nie zgadzało się z mózgiem. Wygięło się w łuk, ugodzone cierpieniem, które zastało. Łzy pociekły nowym strumieniem. Nie miałam siły na nic. Ból był męczący. Niezależnie o tego, iż wiedziałam, że należy mi się taka kara – nie potrafiłam znieść tego bólu.

Krzyczałam i krzyczałam.

*
Chyba jedynie ból pozostał mi po tamtym okresie. Do dziś czuję wstyd. Byłam tak zaślepiona. Nie potrafiłam przełamać się i postawić Czarnemu Panu. Nie byłam w stanie być Izabelle. Tak łatwo było powiedzieć sobie, że Lady odchodzi w niepamięć. Jednak rzeczywistość była zupełnie inna. Nie da się tak po prostu zmienić siebie. Tej drugiej połowy własnej duszy. Łatwo powiedzieć – trudniej zrobić. Trzeba dużo siły by zmienić swoją osobowość. Całkowicie. I chyba nieodwracalnie. Nie wiem czy miałam siłę na taki obrót sprawy. To po prostu coś, czego nie da się zrobić od tak. Pstryknięcie palcami nie wystarcza. Magia nie pomoże. Tu nie wystarczy nawet wiara w siebie.   
A ja nie wierzę w siebie.
Nikt mnie nigdy tego nie nauczył. Nikt nie pozwolił mi samemu kierować własnym życiem. Przynajmniej ja nie pamiętam, żeby tak było. Moje życie przed „Tomem” jest dla mnie beznadziejnym, zamglonym światem. Za to życie po „Tomie” to życie porcelanowej lalki. Zwiastuna Śmierci.

Co się zaś tyczy Charliego – jego historia jest dość prosta. Choć cholernie skomplikowana. Ale i na to przyjdzie czas w tej historii. Ważne jest tylko to, że Charlie i Florence po raz pierwszy ofiarowali mi pomoc. Nie bezinteresowną, ale jednak pomoc. Gdy leżałam cała zakrwawiona na marmurowej posadce, potrafiłam myśleć tylko o tym, że jest jakaś szansa. Nie byłam tylko pewna, czy z niej skorzystam. Czy mam takie prawo…
Izabelle
_______________________________________

Cześć i czołem!
Wiem, dawno mnie tu nie było. Nie chcę kolejny raz migać się brakiem czasu. Ale wakacje zrobiły swoje. Nie miałam siły pisać. Przyznaję się – nic mi się nie chciało. Porzuciłam literaturę w każdej formie. Przy okazji mam wielką prośbę - gdzie jeszcze nie skomentowałam waszego bloga? Moje gg działa jak chce, czasem widzę wiadomość, ale czasu nie mam i tak to się kończy. A więc proszę o info :)

Przepraszam za błędy. Zmogła mnie choroba i nie mam siły na ich poprawianie. 

3 komentarze:

  1. GRAFICZNE CMENTARZYSKO - zostało otwarte!
    Zakazana podbiegła do kochanej maczety i chwyciła ją mocno swoją gnijącą ręką. Uniosła przedmiot ku górze, po czym machnęła w powietrzu. Rozejrzała się wokoło, a jej martwe oczy dostrzegły w oddali małego bezbronnego śmiertelnika. Na ten widok Zakazana wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu i syknęła głośno:
    - Witaj, Śmiertelniku! Masz ochotę wkroczyć na Graficzne Cmentarzysko? Jeśli tak, to zapraszam! - po czym ruszyła w stronę przybyszów, by bliżej im się przyjrzeć...

    http://graficzne-cmentarzysko.blogspot.com/

    Wpadnij i przekonaj się, co zaserwowała Śmierć z pomocą Zakazanej.

    ps. bardzo przepraszam za spam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz, ale nie zauważyłam, żebyś miała miejsce na Spam
    Co byś zrobiła gdyby za sprawą starych notatek znalazłabyś się 3 lata wcześniej w swoim życiu? 18-letnia Gloria musi się z tym zmierzyć, a do pomocy ma jedynie swój stary pamiętnik. Nie przypuszcza nawet, że jej tropem podąża czarownica, skrywająca swoje oblicze. Przygody, niebezpieczeństwa, tajemnice, a także namiętności i przyjaźnie – wszystko na moim blogu. http://szelest-starych-stron.blogspot.com . Serdecznie zapraszam. Wyznaję zasadę – ty czytasz moje opowiadanie – ja czytam twoje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :)
    Tu C.B. w nieco zmienionej wersji. Podejrzewam, że raczej nie pochwalasz mojego długiego milczenia, ja na Twoim miejscu pewnie też byłabym na siebie zła ;P Ale nadrobiłam zaległości, więc..
    Miło było powrócić do tej historii. Mam dziwny sentyment do postaci Izabelle. Jednak muszę się przyznać, że po cichutku miałam nadzieję, że ona w końcu wygra tę swoją wewnętrzną walkę i chociaż spróbuje przeciwstawić się Voldemortowi. Ale cóż.. jak widać, jeszcze nie przyszedł na to czas.
    Niesamowicie podobają mi się przemyślenia Izabelle. Nie wiem, skąd Ty je bierzesz, ale ja bym w życiu nie wpadła na coś podobnego. Szczególnie moją uwagę zwrócił sam początek. A właściwie główna bohaterka przedstawiona jako niezrozumiana samotniczka, ukrywająca swoją prawdziwą twarz. W tym momencie zrozumiałam, że chyba po części ją rozumiem.

    OdpowiedzUsuń